Mój pierwszy shadowbox. Najpierw przyjrzałam się innym blogom, ale każdy tworzy po swojemu. Tak więc nawet nie mam do kogo się tu odnieść, bo i tak moje pudełeczko jest zrobione według własnych wytycznych, własnych, ustalonych rozmiarów i znów z własnymi rysunkami, malowanymi kredkami akrylowymi.
Tak wyglądało przygotowanie:
W pudełeczku źle wycięłam rogi ramki, więc nie chciały się zejść po sklejeniu. Pomalowałam je farbą pękającą, wysuszyłam. Wyglądało to koszmarnie, ale to jeszcze przecież nie koniec:
Wszelkie niedoskonałości da się zatuszować. My kobietki dobrze się na tym znamy, hehe!
Ostatecznie gotowe shadowbox wygląda tak:
Nie tak źle, prawda? Ach, to samouwielbienie, hahaha :) Nawet nie wspomnę, ile ja to robiłam. Mój mąż to tylko przychodziła do kuchni, zaglądał nad czym tak pilnie ślęczę i odchodził zrezygnowany. Pudełeczko jest malutkie, wielkości kartki. Czy był sens siedzieć tak długo i je tworzyć? BYŁ. Przecież to uwielbiam. Po to tu w końcu jestem.
Pozdrawiam
Ps. Za stempelek pragnę podziękować domci
pięknie Ci wyszedł! Ja jeszcze nie próbowałam takiej formy, ale czuję się bardzo zainspirowana :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ...